niedziela, 20 października 2013

I

 Świat ciągle rani ludzi, a zwłaszcza tych którzy na to nie zasługują. Ten świat, nasz świat powoduje że ludzie którzy są inni niż te wszystkie gimbusy cierpią za swoją odmienność. James był tylko niezwykłym chłopakiem, który został bardzo skrzywdzony przez los. Pochodził z zamożnej rodziny mieszkającej w Warszawie. Jego dom przypominał hotel, ogród wyglądał jak zamkowy, a ojciec jak pracoholik nigdy nie mający czasu dla własnej rodziny i tak też było. Nigdy nie zależało mu na synu, ale jeśli tylko by pomyślał że nie przejmie po nim firmy to zalała by go krew. Mama Jamesa była spokojna, dobra i opiekuńcza, ale nie potrafiła sprzeciwić się mężowi. Kochała syna całym sercem i tylko ona go wychowywała. Chłopak był okropnie samotny, ale był już do tego przyzwyczajony. Miał gęste, brązowe włosy sięgające mu do ramion, miał kolczyk w wardze, ale poza tym ubierał się dość zwyczajnie. Był szczupły i wysoki.
  Pewnego dnia z samego rana do pokoju Jamesa weszła zdenerwowana mama
- Kochanie... -zaczęła łamiącym się głosem
- Nie chcę iść dzisiaj do szkoły. Proszę jeszcze tylko jeden dzień. - odpowiedział syn nakładając poduszkę na głowę
- Tata przyjechał -powiedziała szybko, jednym tchem
- Co?! Obudził się już? Zdążę wyjść do szkoły zanim wstanie? -wyszeptał szybko James, gwałtownie siadając na łóżku
- Wyjeżdżamy do Paryża słońce, pakuj się!
- Ale jak to? Teraz?
- Tak, teraz. Szybko bo tata czeka w samochodzie.
- Na jakieś wakacje?
- Nie, przeprowadzamy się
- Ej no bez jaj- James nie wiedział już czy mama żartuje czy nie.
- Też się o tym dowiedziałam 15 minut temu. Tata uważa że powinniśmy się przeprowadzić bo będziemy się częściej spotykać
- Częściej z tym beznadziejnym dziadem, którego widziałem 18 razy w życiu?
- Przestań, on się bardzo zmienił
- Hahahahahaha dobre! On? Zmienić? Już prędzej uwierzyłbym że One Direction zaczną śpiewać heavy metal
- James skarbie...
- To ja mam lepszy pomysł. Pozamykajmy wszystkie drzwi i okna że niby nas nie ma, potem...- James przerwał. Ktoś nacisnął na klamkę. Za drzwiami zobaczył prawie nieznajomą twarz ojca.
- Jony! Kupę lat cię nie widziałem!
- No brawo, już prawie zapamiętałeś moje imię! Mam na imię James. -odpowiedział James patrząc wilkiem na tatę
- Strasznie cię przepraszam, ale nie mam głowy do imion -powiedział ojciec rozglądając się po pokoju
- Niektórzy mamo się chyba nigdy nie zmieniają- powiedział chłopak nawet nie sciszając głosu
- Ubieraj się i marsz do samochodu bezczelny, mały...
- Uderz mnie jeszcze! Wiem że tego chcesz. Zdziwisz się, ale ja też tego chcę bo wtedy jest szansa że cię przymkną i już nigdy nie będę musiał oglądać tej twojej...- Ojciec złapał Jamesa za ramię i w piżamie wypchną na dwór i zamkną w samochodzie. Chłopak przez otwarte okno słyszał jeszcze jak tyran krzyczy na jego mamę by szybciej pakowała jego rzeczy. James szarpał za klamkę, chciał uciec i pomóc mamie, ale chwile potem byli już w drodze na lotnisko. Zły omen codziennego spotkania ojca towarzyszył mu całą drogę do Paryża. Chciał uciec, ale nie miał gdzie. Brak przyjaciół wtedy pierwszy raz mu przeszkadzał. Sto razy próbował uciec na lotnisku, ale za każdym razem go znajdowano. Po kilku godzinach spędzonych w samolocie, gdy samolot podchodził do lądowania Jamesa ogarnęła panika. Zaczął krzyczeć że Alfons porywa go z mamą z rodzinnego kraju i że zmusza ich do brzydkich rzeczy, ale i to nic nie dało bo rodzice uspokoili pasażerów. Gdy byli na lotnisku James zaczął uciekać i krzyczeć że goni go pedofil by tylko jakoś uciec od wyrodnego ojca, ale i to nic nie dało bo chłopak nie wiedział jak jest pedofil po Francusku. Gdy stanęli już w nowym domu James od razu pobiegł na górę i szybko znalazł swój pokój. Weekend zleciał mu szybko bo cały czas siedział przy zamkniętych drzwiach i oglądał telewizję.